240 godzin spędzonych we W., 14400 minut, to minęło zbyt szybko, żebym mogła się nasycić zapachem bryzy... Powroty stamtąd są ekstremalnie smutne, zwłaszcza ostatnie spojrzenie na zatokę! Po raz -nty mówiłam A., że mogłabym tam od razu zamieszkać, bez sentymentalych rozstań z teraźniejszością. Co jest takiego w tym miejscu, że mi się nie znudziło do dzisiaj? Czasem przemyka mi przez myśl, żeby ruszyć w przeciwną stronę, zmienić pejzaż za oknem, zapachy, kolory...Tymczasem "rzeczywistość skrzeczy", moje szanse na powrót do B. bledną z dnia na dzień. Zaczynam wierzyć, że KK zależy właśnie na tej szkole, bo 1) niewielka, w związku z tym mniej pracy; 2)spokojna posadka, bez tego wielkomiejskiego szaleństwa bycia w pierwszej dwudziestce rankingu. Nawet perspektywa codziennych dojazdów jej nie odstrasza, zwłaszcza zimą. Tylko czy ona zdaje sobie sprawę z tego, że z małym dzieckiem nie jest tak łatwo? I gdzie ona znajdzie tu odpowiednią opiekę dla malucha? No chyba że rzeczywiście zdecyduje się na EG, co byłoby prawdopodobne, bo KK nie angażowała się w konflikt, więc nie czuje niestosowności tego pomysłu!
Co noc ślę prosby do Niego, żeby zechciał mi pomóc... Ale czy ja mam prawo Go prosić?